Odnośniki
- Index
- 007._Cartland_Barbara_ _Najpiękniejsze_miłości_07_ _Znudzony_pan_młody
- Bradford Taylor Barbara Trzy tygodnie w ParyĹźu
- McMahon_Barbara_ _Wyjsc_za_maz_z_milosci
- 048. Delinsky Barbara Najprawdziwsza historia
- Cartland Barbara Poskromienie lady Lorindy
- McMahon_Barbara_ _Intryga_i_Milosc_ _Nie_ma_ucieczki
- Cartland Barbara Znak miłości(1)
- DELINSKY Barbara Drugie rozdanie
- Dunlop Barbara Rodzinny klejnot
- Delinsky Barbara Samotne serce
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ginamrozek.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wana spoglądała na telefon, na zegar i pragnęła, by zadzwonił. Co go zatrzymało?
Czy straszliwie się pokłócili? A może Ryan jest na nią zły?
Za dziesięć jedenasta z rezygnacją zrobiła sobie kubek gorącej czekolady i
zabrała go do łóżka. Wątpiła, że uda jej się zasnąć, ale miała dobrą książkę, fanta-
styczny dreszczowiec, który może przykuje jej uwagę...
Położyła się, wypiła czekoladę, otworzyła książkę i ułożyła się wygodnie w
niewielkim kręgu żółtego światła rzucanego przez lampę do czytania. Ciepłe świa-
tło padało również na toaletkę, co czyniło pokój przytulnym i bezpiecznym. Bute-
leczki z perfumami błyszczały, a kryształowe naczynie, w którym trzymała kolczy-
ki z perłami matki, skrzyło się w półcieniu.
Oczy zaczęły jej się zamykać. Mój Boże, nie zdawała sobie sprawy, jak bar-
dzo była zmęczona po dniu słońca, surfowania i długim, pełnym niepokoju wie-
S
R
czorze...
Nagle obudziła się przestraszona. Dzwonił telefon. Usiadła. Lampa nadal się
paliła, a książka upadła na podłogę. Potknęła się, biegnąc po schodach do kuchni.
Podniosła słuchawkę.
- Simone, tu Ryan.
Serce nadal jej waliło. Która to godzina?
- Gdzie jesteÅ›?
- Przed twoimi drzwiami.
Przed drzwiami? To dlaczego telefonuje?
Trwało chwilę, zanim go zrozumiała.
- Pukałem - wyjaśnił Ryan - ale nie słyszałaś. Przepraszam, chyba cię obudzi-
Å‚em.
- Nie, nie, w porządku, już idę.
Pobiegła przez przedpokój i otworzyła szeroko drzwi, trzymając rękę na ser-
cu, które waliło jak oszalałe.
Widok Ryana na progu jej domu sprawił, że ze szczęścia poczuła zawrót
głowy.
- Bardzo cię przepraszam za tę porę. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Już
spałaś, prawda?
- W porządku, nie gniewam się. Tylko drzemałam. Która jest godzina?
- Prawie północ.
- Bardzo długo nie mogłam zasnąć.
Przygładziła dłonią potargane włosy i poczuła się zakłopotana, stojąc w
drzwiach w kusej koszulce z cienkiego niebieskiego jedwabiu.
- Jak ci poszło z ojcem?
- Mówiąc prawdę, nadzwyczaj dobrze.
- Och, Ryan, tak siÄ™ cieszÄ™.
S
R
- Mieliśmy sobie dużo do powiedzenia i czas przeleciał szybko. Dlatego je-
stem tak pózno.
- Jadłeś coś?
- Ugotowaliśmy sobie z ojcem wielki garnek makaronu.
- To ty i twój ojciec jesteście już w tak dobrych stosunkach? - zapytała, kiedy
szedł za nią. - Czy to znaczy, że wszystko sobie wyjaśniliście?
- Nie można w jedną noc rozwiązać dwudziestu lat konfliktów, ale poczyni-
liśmy postępy. - Ryan ujął ją za rękę i uśmiechnął się tak rozbrajająco, że była bli-
ska łez. - A zawdzięczam to tobie, wspaniała dziewczyno.
Czuła ciepło jego palców obejmujących jej nadgarstki. Gdyby Ryan wiedział
o niej wszystko, nie myślałby, że jest wspaniała.
- Cieszę się, że wam dobrze poszło. Wyglądasz na uszczęśliwionego.
- Coś ci przyniosłem - oznajmił. - Właściwie ojciec ci to przysyła, ale ja wy-
brałem, więc możemy uznać, że to od nas obu. Coś z nowej kolekcji, którą będzie
reklamować City Girl".
Z kieszeni dżinsów wyciągnął naszyjnik, bajkowe połączenie różowych
kryształów, dużych i małych, ze złotymi łańcuszkami i ślicznym złotym wisiorkiem
w kształcie ważki. Simone była zachwycona.
- Ryan, to jest przepiękne. Skąd wiedziałeś, że mam słabość do ważek?
- Zgadłem.
Spojrzała na niego przenikliwie.
- Pamiętałeś mój artykuł o wyprawie rowerowej i o cudownych ważkach w
Chinach.
- Może tak - przyznał z chłopięcym uśmiechem. - Pozwól, że sprawdzę, jak na
tobie wyglÄ…da.
Poczuła na skórze jego gorące palce.
- Wygląda doskonale - powiedział. - Ty jesteś doskonała, Simone - dodał ła-
godniej.
S
R
O Boże. Gdyby tylko...
Nie wiedziała, że zamknęła oczy, dopóki nie poczuła na szyi i ramionach
czułej pieszczoty ust Ryana. Dotknął wargami jej ucha, powodując cudowne drże-
nie na jej skórze. Poczuła jego palce pod brodą, kiedy z cichym westchnieniem
podniósł jej twarz ku swojej.
O Boże! Ryan. Właśnie tutaj. Pragnie jej...
Poczuła się jak bogini. Jego uczucie i pragnienie były tak widoczne, że wy-
wołały ból w jej piersi, sprawiły, że chciała zatracić się w jego gorącej męskości.
Pochylił twarz, dotknął ustami jej ust. Poczuła zawrót głowy, nogi się pod nią
ugięły i mogła jedynie się poddać, pozwolić swoim lękom ulotnić się w ciemności
nocy. Myślała tylko o tym, jak bardzo pragnie pocałunków Ryana. Chciała go do-
tykać całym ciałem. Pragnęła jego ust na swoich, pragnęła go całego.
- Simone - wyszeptał. - Czy wiesz, jaka jesteś cudowna?
Delikatnie gładził ją po jedwabnej koszulce, uwodząc wolnymi, zmysłowymi
ruchami palców. Poczuła znowu jego usta; całował ją teraz mocniej. Potem jego
ręce znalazły się na jej biodrach i przyciągnęły ją mocniej do niego. Czuła w środ-
ku coraz gorętsze pożądanie.
- Gdzie jest sypialnia? - wyszeptał.
- Na górze. Za daleko.
Nie była w stanie iść. Sofa wystarczy. Albo kuchenny blat, fotel. Podłoga.
Cokolwiek. Gdziekolwiek, byle to wspaniałe uczucie nadal trwało.
Nagle Ryan wziął ją na ręce i bez wysiłku niósł ją po schodach. Chwilę póz-
niej poczuła ogromną wdzięczność. Jakże cudownie było paść wraz z nim na sze-
roki wygodny materac, dać się rozebrać i pomóc mu zdjąć ubranie. I nareszcie!
Rozkosz pełnego kontaktu, dotyku jego skóry, opalonego ciała, doznanie upojenia,
gdy jego męskie silne mięśnie połączyły się z jej delikatnymi kobiecymi krągło-
ściami.
- Jesteś doskonała - szepnął.
S
R
On też był doskonały. Czuły, a jednocześnie dominujący. Nigdy jeszcze nie
doświadczyła tak cudownej namiętności, bardziej żarliwego dotyku, mocniej pod-
niecających i rozpalających pocałunków. Przepełniła ją rozkosz. Starała się również
dać Ryanowi rozkosz, pieszcząc i całując całe jego ciało. Aż w końcu nie mógł już
dłużej czekać. Musiał pójść dalej, musiał ją wziąć, mieć. Ach, jak dobrze.
Ona i Ryan sÄ… dla siebie stworzeni.
Właśnie tak. Tylko tak!
Drżąc jeszcze z rozkoszy i powoli wracając na ziemię ze stanu absolutnej eu-
forii, Simone leżała obok Ryana. I wówczas, niczym złe widma, znów nawiedziły
ją czarne myśli. To było jak przebudzenie z cudownego snu, przypomnienie, że jej
prawdziwe życie jest koszmarem. Przerażenie uderzyło w nią z siłą pędzącej cięża-
rówki. Leżała nieruchomo i próbowała odpędzić myśli.
Gdyby tak mogła usunąć część swojego życia, naciskając klawisz. Wyczyścić
pamięć.
- Simone, co się dzieje? - Ryan oparł się na łokciu, żeby na nią patrzeć. - O co
chodzi?
Odwróciła wzrok, onieśmielona czułością w jego oczach. Nie umiała mu wy-
znać prawdy, nie zniosłaby jego reakcji na swoją opowieść.
Ręka Ryana odgarnęła pasmo włosów z jej policzka.
- Bolesne wspomnienia?
Poczuła na całym ciele krople potu.
- To ma związek z twoją rodziną i z tym, co napisałaś w pamiętniku, prawda?
- Skinęła głową. - Czy jesteś pewna, że nie masz ochoty o tym porozmawiać?
Chciała coś powiedzieć, ale nie umiała ułożyć zdania, nie potrafiła walczyć z
paniką, która nią zawładnęła.
- Może... może pójdę zrobić nam herbatę? - zaproponowała nieprzekonująco.
- Pózniej - odparł, przyciągając jej twarz do swojej. - Jeżeli nie zamierzasz
powiedzieć mi, co cię gnębi, musisz zbliżyć usta, żebym mógł cię całować.
S
R
Chciała się uśmiechnąć, ale była zbyt zdenerwowana. Pocałował ją delikatnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]