Odnośniki
- Index
- 007._Cartland_Barbara_ _Najpiękniejsze_miłości_07_ _Znudzony_pan_młody
- Bradford Taylor Barbara Trzy tygodnie w ParyĹźu
- 048. Delinsky Barbara Najprawdziwsza historia
- Cartland Barbara Poskromienie lady Lorindy
- Cartland Barbara Znak miłości(1)
- DELINSKY Barbara Drugie rozdanie
- Dunlop Barbara Rodzinny klejnot
- Delinsky Barbara Samotne serce
- C Howard Robert Conan barbarzyńca
- Boswell Barbara Dobrana paczka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
marsem na czole.
- Znasz tę kobietę? - spytał, kiedy ją dogonił.
- Kogo, tÄ™ sprzedawczyniÄ™?
- No właśnie. Dziwnym trafem od razu zaproponowała, żebym usiadł na
fotelu bujanym. Jesteście w zmowie?
Jamie płakała już nie na żarty.
- Cicho, sza, maleńka. Tatuś zaraz cię nakarmi.
- Nie jestem jej tatusiem! - warknÄ…Å‚ Jared.
- Ale figurujesz jako taki w metryce i jesteś nim, dopóki nie podrzucisz jej
komuś innemu - powiedziała Jenny, wchodząc z wózkiem do pustej windy. W
małej, zamkniętej przestrzeni wrzask Jamie rozlegał się jeszcze donioślej. Jenny
wyjęła ją z wózka i przytuliła do piersi, gładząc jej plecki.
- Nikomu jej nie podrzucam. Chcę znalezć jej dobry dom.
- Cicho, skarbie, cicho... Zaraz dostaniesz jeść. Mamy tu dla ciebie
butelkę. Ciii... - Jenny zignorowała go, starając się uciszyć dziecko.
Chwilę pózniej Jared siedział wygodnie na dużym, solidnym bujaku, z
butelką w ręce i niemowlęciem w zagięciu ramienia.
Jenny nie mogła oderwać od nich wzroku. Maleńka piąstka Jamie
spoczywała na wierzchu jego wielkiej dłoni i kontrast między jego olbrzymią
posturą, a tym drobnym, kruchym ciałkiem, chwycił ją za serce.
Odwróciła się na pięcie i uciekła. Potrafiła wzruszać się do łez w najmniej
odpowiednich momentach. Jeszcze tego brakowało, żeby robić z siebie przed
Jaredem idiotkÄ™!
Zawsze pociągali ją mężczyzni, którzy opiekowali się dziećmi -
zwłaszcza niemowlętami. Dodawało im to męskiego uroku. Mężczyzni od
zarania dziejów dbali o swoje rodziny, polowali, uprawiali ziemię, a pózniej
zarabiali pieniądze na ich potrzeby. Byli także obrońcami, którzy zapewniali
swoim bliskim bezpieczeństwo. Jamie wyglądała tak bezpiecznie w ramionach
Jareda!
Kupno wszystkich potrzebnych rzeczy zajęło Jenny więcej czasu, niż
przypuszczała. Wtajemniczyła ekspedientkę w sytuację, wyjaśniając, że jest
tymczasową opiekunką dziecka, które właśnie przyjechało z jej chlebodawcą z
Bliskiego Wschodu, i trzeba je zaopatrzyć we wszystko od nowa.
Sprzedawczyni z zapałem zaofiarowała jej pomoc.
Patrząc na szybko rosnący stos niezbędnych rzeczy, Jenny zaczęła się
zastanawiać, czy aby nie przesadziła. Jeśli tak, Jared nie omieszka jej tego
wytknąć.
Kiedy wróciła do działu z meblami, Jared siedział na fotelu i bujał się
łagodnie. Ktoś podłożył mu podnóżek, żeby mógł oprzeć na nim nogę w gipsie.
Jamie spoczywała mu na piersi, z ciemną główką tuż pod jego brodą i z
zamkniętymi oczkami.
Jenny patrzyła na nich rozanielona. %7łałowała, że nie wzięła aparatu, żeby
zrobić im zdjęcie. Kiedy Jared przyłapał jej uśmiech, szybko zacisnęła wargi.
- Wszystko w porządku? - spytała. Chyba nie ma człowieka, w którym
takie maleństwo nie budziłoby tkliwości.
- Nakarmiłem ją dawno temu i zaraz usnęła.
- Niemowlęta dużo śpią. Na pewno jeszcze nie przyzwyczaiła się do
zmiany stref czasowych. Dopilnowałeś, żeby się jej odbiło?
- Tak. Przynajmniej tyle wiem o dzieciach. Patti ma dwójkę i widywałem
je w niemowlęctwie. Z jakiś przyczyn moja siostra wyobrażała sobie, że
uwielbiam je nosić na rękach.
- Widocznie do twarzy ci z dziećmi. Ty i Jamie tworzycie piękny obrazek
- zauważyła Jenny, wzięła małą i włożyła z powrotem do wózka.
Jared spojrzał na nią ostro - co miała znaczyć ta uwaga?
Zostawiony sam z Jamie, poradził sobie lepiej, niż przypuszczał. Co
prawda, karmił ją już raz w samolocie, ale opiekę szybko przejęły stewardesy.
Zdumiewało go, że to taka kruszynka. Ale też niezły z niej krzykacz,
pomyślał z dumą. Jeszcze dzwięczały mu w uszach jej wrzaski. Miała płuca, co
się zowie. Kiedy jadła, nie spuszczała z niego wzroku i trzymała małą rączką za
palec z siłą, która wprawiła go w podziw. Po jedzeniu wierciła mu się na piersi,
jakby chciała się wdrapać na górę albo stanąć na nogi i przejść kilka kroków.
Co przyszłość przyniesie temu dziecku? Była taka maleńka i niewinna.
Musi się jeszcze tak wiele nauczyć. Całym sercem życzył jej szczęścia. Jim
nigdy nie zobaczy jej pierwszych kroczków, nigdy nie usłyszy z jej ust słowa
tato". Co prawda, los pozwolił mu przeżyć tę radość z poprzednimi dziećmi,
ale Jared wiedział, że jego przyjaciel równie mocno kochał najmłodszą
córeczkę.
- Sprzedawczyni podlicza już zakupy i zaraz możemy je odebrać -
przerwała jego rozmyślania Jenny. - Aóżeczko dostarczą nam jutro i mogą je za
dopłatą złożyć na miejscu, jeśli wolisz się tym nie zajmować.
- Sam je złożę. - Jared wstał i widząc tęskne spojrzenie, jakim Jenny
objęła fotel, dorzucił: - Razem z łóżeczkiem mogą dostarczyć też ten bujak.
Jej uśmiech był wart każdej ceny.
- Dziękuję! Zobaczysz, że sam go polubisz. Jest idealny do karmienia
Jamie. Jeśli potem nie będzie ci potrzebny, to chętnie go od ciebie odkupię.
Jared kiwnął zakłopotany głową i skrzywił się nieznacznie.
Podziękowania były bardzo miłe, ale wolałby całusa.
Póznym popołudniem Jenny była już równie zmęczona i rozdrażniona jak
jej podopieczna. Jamie marudziła i nie dawała się ukoić. Nic dziwnego. Powinna
spać w chłodnym, klimatyzowanym pokoju, a nie tłuc się po rozpalonym
mieście.
Dzień był wyjątkowo męczący. Po zakupach w domu towarowym
pojechali do szpitala, gdzie Jared był umówiony z lekarzem na założenie buta
gipsowego. Zmiana gipsu trwała dłużej, niż się spodziewali, a szczegółowe
badania, które lekarz uznał za konieczne przeprowadzić, jeszcze przedłużyły
wizytÄ™.
Było warto. Od jutra, kiedy but gipsowy zastygnie i stwardnieje, Jared
będzie mógł zamienić kule na laskę.
Zjedli pózny lunch w małej kawiarni obok Tulane University, niedaleko
szpitala. Dzielnica parkowa Nowego Orleanu tonęła w morzu kolorowych
petunii, dalii i pachnących róż. Wysokie stare wiązy i rozłożyste dęby o pniach
pokrytych mchem ocieniały trawniki, dając poczucie harmonii i spokoju.
Jenny z przyjemnością spędziłaby tu całe popołudnie. Mogłaby godzinami
chodzić z wózkiem po starych uliczkach i sycić oczy bogactwem barw i urodą
tego miejsca. W towarzystwie Jareda było to dziś niemożliwe. Przyjdzie tu na
spacer z Jamie przy innej okazji.
- Jutro zadzwoniÄ™ do mojego adwokata i spytam go, co ma do
powiedzenia w kwestii znalezienia domu dla Jamie - odezwał się Jared w drodze
powrotnej, kiedy wjechali już w gęstniejący, popołudniowy ruch na głównych
ulicach.
Jenny zerknęła na niego spod oka. Cały dzień nic o tym nie mówił. Ona
też unikała tego tematu i teraz niechętnie do niego wracała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]